Zemsta ogórka - odcinek 3

Tego dnia, gdy wszystko się zaczęło, Lizzy miała nadzwyczajnego pecha. Już sama pobudka nie należała do najmilszych. A szczególnie, gdy otworzyła oczy i zobaczyła, że jej młodsza siostra próbuje ją udusić, wpychając do nosa czekoladowe groszki.
Później było tylko gorzej. Nieświeże mleko na płatki, dziurawe na pięcie wszystkie skarpetki, zajęta przez siostrę łazienka… Jednak zupełnym szczytem było to, że Lizzy zobaczyła jak jej dwuletni braciszek sika do doniczki z ulubionym kwiatem mamy.
- To - pomyślała – może znaczyć nawet koniec świata!
Jej jedyny brat Jerry był jak wyrocznia czy szaman przepowiadający katastrofy. Zawsze gdy chłopczyk oblał drzewko, musiało zdarzyć się coś złego.
- A zazwyczaj zdarza się to mnie – uzmysłowiła sobie dziewczyna. Z ciężkim sercem wbiegła do szkoły.
Tu też nie czekało na nią nic dobrego. Na początek spóźniła się 10 i pół minuty i miała wstawioną nieobecność. Pani nauczycielka w ogóle nie uwierzyła w historię o sąsiadce, która sfiksowała (już dawno) i często zdarza się jej zatrzymywać ludzi na klatce schodowej i proponować przejście za skarpetkę. Jako że Lizzy nie miała dziś na sobie tej części garderoby, zmarnowała dużo czasu na odwrócenie uwagi kobiety. Później gdy wymykała się przez okno, na parę chwil się zaklinowała i to jeszcze opóźniło dojście do szkoły. Jednak niedowierzająca nauczycielka popukała się w czoło i wstawiła dziewczynie do dzienniczka uwagę taj treści: „Lizzy Ketel spóźniła się na lekcję i bezczelnie opowiada niestworzone kłamstwa do tego bezczelnie przychodzi na lekcje bez skarpetek i pokazuje kostki co u niektórych budzi zgorszenie. Proszę porozmawiać z córką albo umówić ją z dobrym lekarzem, ponieważ obawiam się, że Lizzy nie jest w pełni zdrowa. Proszę do mnie zadzwonić. Klaryssa”.
„Klaryssa” i coś tam zdołała odcyfrować Lizzy. Podpis nauczycielki składał się z kółka, krzyżyka, pętelki i czegoś co wyglądało jak krzywy pentagram, więc dziewczyna nie wiedziała jak inaczej go nazwać.
- Swoją drogą – myślała – ciekawe czy mogę podać ją do sądu za umyślne obrażenie i wrednie sugerowana wizytę u lekarza… psychiatry zapewne… ciekawe…
Godziny spędzone w szkole wbrew oczekiwaniom nie zauważały pogłębiającą się wiedzą, czy chociażby rozjaśnieniem się ciemności znad tajemniczych „planet” zwanych matematyką, historia, fizyką… Przysparzały za to nowych cierpień i ukorzeń – jak o tym myślała Lizzy w drodze powrotnej.
Kiedy stanęła w progu domu zdążyła tylko rzucić plecak w kąt, a już mama przybiegła do niej z długą na kilometr listą zakupów. Nic nie pomogła zbolała mina.
Tak to Lizzy, tego pamiętnego dnia, doszła do sklepu warzywniczego. Już podchodząc do niego, miała nieodparte wrażenie, że nadciąga … coś. Co – tego jeszcze nie wiedziała. Obładowana już innymi zakupami weszła do środka i poprosiła kilogram pomidorów. Czekając, gwizdała cicho jakąś melodie i tupała do rytmu nogą. Wtedy nagle… zobaczył go. I nic. W ogóle nie zwróciła na niego uwagi. Ogórek jak ogórek. Później jednak pomyślała:
- Może mamie będzie do czegoś potrzebny, a jak nie to zrobię z niego lalkę voodoo pani Klaryssy, hi hi.
Ten pomysł tak jej się spodobał, że sięgnęła i wzięła warzywo do ręki. Może ktoś pomyślał, że powinno się coś stać. Na przykład głosy przemawiające z nieba czy zapadająca się ziemia, a wszystko to przy wtórze i fanfar grających niewiadomo skąd? No cóż, stało się tylko to, co zwykle się dzieje, gdy ktoś bierze ogórka do ręki. Sprzedawczyni zapytała:
- Bierze?
A Lizzy odpowiedziała:
- Bierze!
Potem zapłaciła, spakowała zakupy i wyszła.
O godzinie, o której wracała do domu zapadał już zmrok. Kiedy więc zobaczyła te dziwne postacie, uznała je za przywidzenie. Mijała je co rusz, przypominały mgliste cienie, czające się gdzieś na skraju pola widzenia. Wyczuwała ich obecność, lekko jeżyły się włoski na rękach.
Na początku przyszło jej do głowy, że pani Klaryssa miała rację i oto, tak jak sąsiadka, Lizzy zwariowała. Potem zaczęła podejrzewać, że to jakiś głupi żart mający na celu ośmieszenie jej. Na końcu zaś, gdy nadepnęła no coś przypominającego białego szczura, co powiedziało do niej „Cieeeeść” i zachichotało głupio stwierdziła, że jak zwykle sknociła coś i sprawiła, że w jej świecie pojawiły się dziwne, coś jakby fantastyczne zwierzęta czy inna zaraza. O dziwo jak się później okazało, miała całkowitą rację. Tylko jeszcze nie wiedziała, że wszystko to sprawa tego niepozornego ogórka.
A.R.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz